Sokoły ostatni raz odwiedziłam parę lat temu z Ciemnym. Spędziliśmy wtedy urocze 2 tygodnie na kempie u Kudłatego, wspinając się i kontemplując sytuacje liryczne przedstawione w krótkich, acz treściwych wierszykach, porozwieszanych po całym campingu (dla przykładu: "Zimna woda zdrowia doda", choć z tego co kojarzę jest również dłuższy o panu piekarzu :)). Jako, że powiedzenie "do białych skał trzeba dorosnąć" nie wzięło się znikąd, zapamiętałam Sokoły jako niezwykle przyjazną pod kątem chwytów i stopni oraz zdecydowanie mniej przyjazną dla skóry, rozwijającą wspinaczkowo alternatywę dla jurajskiego wapienia. Ostatni weekend, choć całkowicie niezadowalający mnie pod kątem temperatury, wiele z tych miłych wspomnień przywołał. Skały co prawda nie wydawały się już tak wysokie, a rozpaczliwe przechwyty na siłowych niegdyś drogach straciły nagle na swoim dramatyzmie. Pozostał jednak fantastyczny klimat Sukiennic i okolic, tym razem skąpanych w ostatnich ciepłych promieniach słońca i spadających złotych liściach.
Pierwszy raz miałam okazję przespać się na słynnym Taborze, a jako że mózgiem całej operacji był właśnie Paweł, o namiocie nie mogło być mowy (słusznie zresztą, bo pogłoski o gruntowych przymrozkach okazały się prawdziwe). W ok. 15 osób zajęliśmy więc urokliwy domek z nie mniej urokliwym kominkiem, który przez następne 2 dni funkcjonował w naszym mentalnym leksykonie jako synonim ciepła i przywróconego po całym dniu krążenia. Temperatura bowiem trochę nas olała i mimo pięknego słońca wspinanie często przeradzało się w jak najszybsze odzyskiwanie czucia w palcach. Tutaj należy jednak podkreślić determinację pojedynczych jednostek, które zdecydowały się udźwignąć brzemię i popchnąć trochę wózek z polskim tradem, jak przystało na poważnych wspinaczy ceniących sobie porządny, dobrze przepracowany weekend w granicie. Byli też tacy, którzy walczyli do tego stopnia, że w poniedziałek usłyszeli od chirurga diagnozę zerwania torebki stawowej. A to wszystko w imię wyższych wartości! :)
Wspólnie doszliśmy do wniosku, że oprócz wspinania, ogniska i integracji, w programie następnego Zakończenia powinien być uwzględniony jeszcze jeden obowiązakowy punkt do zaatakowania w zespołach 6-osobowych - tu patrz zdjęcie nr 4.
Na koniec chciałabym wyrazić radość i wcale nieudawany zachwyt dotyczący nowej obwodnicy Wrocławia. Ujmę wszystko w 2 słowach: "jaram się!" :)
Życzę wszystkim udanego, możliwie jak najmniej deszczowego weekendu, a tym, którzy wybierają się w sobotę na Epic Boulder szerokiej drogi, najlepiej przez Obwodnicę!! :)
Do zobaczenia w Zdzieszowicach!
Pozdrawiam,
Ryba
PS. Zapraszam do galerii, zgodnie z obietnicą udało mi się przechwycić trochę zdjęć :)
Copyright © 2014 by gorskieblogi