..
Monika Młodecka

12 | 20251
 
 
2013-09-11
Odsłon: 1749
 

Stop 2 - Céüse

Długi na dwa kilometry mur zdezorientował mnie i nie odpowiadał opisom zachwyconych nim znajomych i w konsekwencji siedząc pod skałą zastanawiałam się, jak to możliwe, że tym wszystkim ludziom chce się tutaj wchodzić. Paradoksalnie pozytywnie zaskoczyło mnie jedynie podejście, które według naszych informacji miało być wręcz mordercze, pełne kąsających znienacka żmij i mdlejących wspinaczy. Podejście było niczym przy pierwszych wrażeniach ogólno-wspinaczkowych. Jeśli dobrze pamiętam moje własne myśli, wyklarowało się wtedy u mnie następujące odczucie: o ile poszczególne sektory różnią się między sobą w kwestii charakteru wspinania, o tyle drogi znajdujące się w obszarze każdego z nich nie różnią się prawie wcale. No bo czy nie jest tak trochę? Cascade to przewieszenie i dobre chwyty, Thorgal to parchy w połogu, Face du Rat – najbardziej okazale wyglądająca ściana patrząc z dołu - to bardziej noclegownia niż sektor, Berlin to lekki szary przewis po małych chwytach i stopniach, Biographie – wiadomo, przewieszone wspinanie po pomarańczowej skale z „niebieskimi”, jak mawiał Chris Sharma, naciekami dla hardkorów, Demi Lune – chyba najbardziej różnorodny sektor, jednak wciąż z przewagą przetrudnych pionów i w końcu Un Pont sur L’infini – jak sama nazwa wskazuje, „koniec świata” - królestwo pionów i połogów, na których bardziej pierze łydki niż kaczkę i gdzie pod drogami nierzadko obserwuje się długi rytuał zdejmowania butów i masowania stóp. O sektorach skrajnych nie wspominam, bo naprawdę rzadko kto zapuszcza się dalej niż wodospad od strony zachodniej i via ferrata na wschodzie, chyba że w grę wchodzi wahadło na Bibendum, które w tym roku podczas naszego pobytu zebrało swoje żniwa w postaci jednej złamanej nogi i prawie złamanej kostki. Powyższą opinię zdawała się wtedy podzielać jedynie Marta Czajkowska, z którą podczas jednego z PP w boulderingu zeszłam na temat letnich wyjazdów. Céüse biło wówczas rekordy popularności jako „najlepszy rejon sportowy w Europie”, a fakt, że moi kompani zapałali do niego uczuciem i poza Martą coś nie mogłam doszukać się innych sprzymierzeńców sprawił, że czułam się, jakbym popełniała obrazę majestatu. Trzy lata temu, pobyt do Céüse podsumowałam bowiem słowami, że fortunę zarobiliby tam masażyści stóp, człowiek, który postawiłby kolejkę na górę lub taki, który zainwestowałby w toi toie po dwa na każdy sektor.

To tak w ramach wspomnień. Rok później, mimo żarliwych zapewnień, że do Céüse wracać nie zamierzam, odwiedziłam rejon po raz kolejny, żeby dać mu jeszcze jedną szansę. Summa summarum chyba wyszło na odwrót i to Céüse dał jeszcze jedną szansę mnie. Za co jestem mu bardzo wdzięczna, bo zostałam tam dłużej niż pierwotnie zakładałam spędzając urocze trzy tygodnie z nie mniej uroczą łódzko-lubelsko-dzierżoniowsko-wrocławską ekipą. Z biegiem czasu na drogach czułam się coraz pewniej i zaczęłam rozumieć, że to nie wstyd spaść z tamtejszego 6c. Wszak, jak mieliśmy okazję zaobserwować wtedy i co obserwuję tam do dziś, nawet najlepsi mają w Céüse często problemy na drogach, jak mogłaby sugerować wycena, grubo poniżej swoich możliwości. Dodatkowo, McDonald’s w Gapie zaczął serwować nowe McFlurry i DoubleCheeseburgery (!! <3). Jednak mimo tamtych trzech tygodni, w lipcu tego roku poczułam echo dawnego zdezorientowania. Po pierwszym podejściu pod skały chodziłam godzinę z przewodnikiem starając się ogarnąć kolejne drogi, wliczając te, które już robiłam. Wszystko bowiem wydawało się inne, a każda droga… taka sama :]

Podobnie jak z Franken, na bazie pozytywnych doświadczeń zmieniło się za to podejście. Nie to pod skały, ale to do skał. I do wspinania, jakie oferują. Zaczęłam doceniać poranne wstawanie, bo o 08:30 podchodzi się o niebo lepiej niż o 14:00 oraz fakt, że rano ściera się kolejne warstwy naskórka na paliczkach bliższych i środkowych oraz męczy plecy i biceps po to, by południu móc dać im nieco odpocząć, a aktywować bardziej nogi, palce i skórę na opuszkach. Oczywiście jest to duże uproszczenie i w zależności od wybranych dróg schemat ten często podlega niezbędnej manipulacji, jako że styranie z godzin porannych często wyklucza jakikolwiek wspin do późnego popołudnia.

Drogom w Céüse nie można odmówić charakteru edukacyjnego – są one niezwykle pouczające i rozwijające wspinaczkowo. Rzadko kiedy crux przypomina napieranie po  drabinie (no może poza Blocage Violent) i nie wymaga wykazania się czymś więcej niż zgięciem po pas. Zaskoczyć może też długość przelotów (Mirage nie nazywa się tak bez powodu :P). Każdy ma zatem pole do eliminacji własnych słabości i podnoszenia życiówek – wszak zdaje się, że skala przyjęta w Céüse nijak ma się np. do niektórych rejonów w Hiszpanii.

Pod wieloma względami Céüse to bardzo wymagający rejon i jak ze wszystkim, jednym to odpowiada, innym nie. My ewidentnie złapaliśmy zacyk i już we wrześniu wracamy, mam nadzieję, po więcej. Tymczasem serdecznie dziękuję zespołom z niebieskiego i zielonego samochodu za wspólnie spędzony czas na Guerinsach i pod Biografią :-)

Pozdro600!!

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd