..
Monika Młodecka

12 | 20252
 
 
2011-11-17
Odsłon: 1465
 

Vertigo Open 2011

Oczywiście "bez nazwisk", ale zdarzało mi się brać udział w przedsięwzięciach organizowanych z rozmachem na dużych obiektach i wyjechać mocno rozczarowaną, były też zmagania można by powiedzieć wręcz klaustrofobiczne, a cieszące się dużym powodzeniem, właśnie ze względu na niepowtarzalny klimat. Organizowane już od 3 lat przez naszych południowych sąsiadów Vertigo Open ciężko jednoznacznie "zaszufladkować", prawdopodobnie z powodu podświadomego porównania do licznych rodzimych imprez, tak różnych w charakterze.

   Po pierwsze, centrum wspinaczkowe Vertigo przytłacza wręcz swoimi rozmiarami. Sama boulderownia o powierzchni 316 m2 z chwytami takich producentów jak HRT, AIX, VOLX i strukturami do wyboru do koloru to już nie lada wyzwanie. Jak dołożymy do tego kolejne 840m2 "lezeckej steny" to wyjdzie bagatela ponad 1100m2 wspinania. Całe szczęście nie są to parametry, o których moglibyśmy powiedzieć, że przekraczają powierzchnię wszystkich ścian wspinaczkowych w Polsce razem wziętych, jednak skumulowane w jednej hali robią wrażenie. Jakby to nie było imponujące, warto jednak zaznaczyć, że samych przystawek organizatorzy zaserwowali 26. Z jednej strony, niektóre z nich przypominały bardziej obwody, z drugiej, jak przypomnę sobie z rozrzewnieniem zawody na BUWie (100m2 do boulderowania i 8 całkiem niczego sobie przystawek) pierwszą nasuwającą się myślą jest "Polak to jednak portafi". I nie piszę tego dlatego, że ilość przystawek mnie nie satysfakcjonowała, bo zrobiłam wszystko tak jak Mar w ciągu niecałych 2h i przez następne 3 szwendałam się znudzona między jednym panelem, a drugim. Piszę to, bo wiem, że gdyby dać np. Tedemu wkrętarę do ręki to przystawek byłoby pewnie 2 razy więcej bez uszczerbku na jakości :-) Każda rywalizacja ma jednak swój styl, a Vertigo dało swoim zawodnikom możliwość wyczerpującego zładunu na długich i bardzo zróżnicowanych problemach od 08:00 do 14:00. Nie wiem jak tam u Was z wydymką, ale ze mnie 5 godzin boulderowania (wspinaliśmy sie od 09:00) zrobiło konkretną miazgę.

   Kolejnym pozytywnym aspektem słowackich zmagań, była forma sędziowania, która pokazała, że można ufać zawodnikom bez większej podejrzliwości czy dodatkowego sprawdzania. Na eliminacje każdy dostawał własną kartkę i zaznaczał osiągnięte TOPy wraz z ilością prób (baldy eliminacyjne nie miały bonusów). Osobiście muszę stwierdzić, że nauczona dociekliwością sędziów bardzo miło przyjęłam taką wiarę w uczciwość zawodnika. Zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń mocno nadwereżających zwyczaj wzajemnego zaufania wśród wspinaczy. Problem nieczystych, często nieświadomych zagrań rozwiązywany był prostym i uprzejmym zwróceniem uwagi. Można? Można.

   Vertigo Open to również chęć podnoszenia standardów i dążenia do i tak nieosiągalnej przy imprezie tego typu, perfekcji. Nasza rodaczka, finalistka z zeszłego, jak również i z tego roku, Marta Czajkowska, narzekała, że podczas poprzedniej edycji wszystko załatwiane było po słowacku, co, mimo dużego podobieństwa języka gospodarzy do naszego, skutecznie utrudniało komunikację, zwłaszcza przy, bądź co bądź ważnych, finałach. W tym roku, bouldery na kartach zawodników opisane były po angielsku, a i sami organizatorzy włożyli dużo wysiłku w proces przekazywania obcokrajowcom istotnych informacji. W ruch poszły też kartki z prośbą o wytknięcie wszystkiego, czego zawodom w dalszym ciągu brakuje. Choć jest tego juz naprawdę niewiele.


A teraz do rzeczy :-)

- Chciałbym mieć moc jak Chris Sharma... - powiedział Piotrek rozdrażniony kolejną nieudaną wstawką.
- Kto by nie chciał - odpowiedziałam. - Może pani recepcjonistka z naszego hostelu by pogardziła, ale poza tym to chyba nie znam takiej osoby. Swoją drogą można by się jej spytać... - zaczęła mnie jak zwykle ponosić wyobraźnia - "Przepraszam, czy chciałaby pani wciągać 8c jedna za drugą?" Ale by było jakby ci odpowiedziała "Teraz to już chyba nie, te, które do tej pory zrobiłam były dosyć meczące...".

Piotrek spojrzał się na mnie w sposób w jaki ostatnio zwykle patrzymy na absurdalne ceny lotów do Malagi i poszedł pod kolejnego balda, a opisana sytuacja sama w sobie może mogłaby mieć rację bytu gdzieś w słonecznej Hiszpanii, bo reprezentacja Słowaków w zeszłą sobotę raczej nie dopisała. Dobrą ilustracją będzie skład finałów, w których na 16 zawodników, znalazła się jedynie 5 reprezentatów kraju Zlatego Bažanta. Z jednej strony cienizna, z drugiej strony trudno się dziwić - Czesi napędzani swoją dumą narodową w postaci Adama Ondry wydawali się być nie do zatrzymania. Honor gospodarzy uratował zwycięzca zawodów Peter Doležaj, który wyprzedził niezawodnego jak zawsze Marcina Wszołka, ochrzczonego przez sędziów "Mutantem", o dosłownie 1 próbę. Drugi Polak w finale, Paweł Grochowalski, uplasował się ostatecznie na 6. pozycji. Polski akcent obecny był również w finałowej rywalizacji pań za sprawą silnych warszawianek - Marty Czajkowskiej i Kasi Ceran (jeśli jesteś już stuprocentową krakuską to przepraszam!:-)). Dziewczyny skończyły zawody na odpowiednio 8. i 7. miejscu. O finał otarł się również Łukasz Smagała, który do końca niczym lew walczył na półfinałowym 6,5 metrowym "high ballu za 200 euro", za każdym razem spadając coraz wyżej (włączając w to ruch do TOPu :-)). Zgodnie z rozrywkową formułą, Ci z 16 półfinalistów, którym udało pokonać się długą trickową przystawkę otrzymują 200euro do podziału między sobą. Problem ostatecznie znalazł 13 pogromców, z czego ku uldze organizatorów dokładnie 8 z nich rozprawiło się z nim w pierwszej próbie.


   Słowaków odebrałam jako przyjazny wesoły naród posługujący się nie mniej radosnym językiem, w pełni korzystający z dobrodziejstwa taniego piwa. Sama Bratysława mocno odbiega od wizerunku przedstawionego w kultowym "EuroTripie" (http://www.youtube.com/watch?v=JbcH_qYkeTc)  :-)


Dla bardziej wymagających czytelników, ze względu na własne zboczenie językowe, przygotowałam krótki słownik przydatnych słów w jęz. słowackim:


wspinanie - lezenie (wszak wiadomo, że wspinanie to sztuka odpoczynku)
wspinacz - lezec
boulder - słyszeliśmy coś jak "boulderczysko" :)
próba - pokus
widz - divák
cześć - ahoj
ściana - stena
sędzia - rozhodca
dużo magnezji w płucach - (prawdopodobnie) kilá mádža v pľúcach
krecik - krtek


No i oczywiście dodatki:

artykuł + linki do galerii -> http://www.climb.sk/?action=show&link=2011110407

galeria prywatna jednego z uczestników -> http://mxmxmx.rajce.idnes.cz/vertigo_open_2012#

galeria na stronie Vertigo -> http://www.lezeckecentrum.sk/fotky4.html

+ parę słabszych ode mnie

Kolejny przystanek - Gorączka Sobotniej Mocy w lubelskiej Kotłowni. A wcześniej - łódzka Liga Boulderowa, o której parę słów już niedługo! Stay tuned!

Ryba


 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
Ryba 2011-11-18 14:33:29
w takim razie przepraszam za wprowadzenie w błąd, dopiero się uczę słowackiego :) już poprawiam i dziękuję za spostrzegawczość :)
Barnaba 2011-11-18 13:27:31
to wspinacz, a lezene to wspinanie - szczegół taki...
Pan nikt 2011-11-18 00:35:39
i fajne foty i z jajem - miło poczytać.
Damian 2011-11-17 14:23:40
zdanie "Przepraszam, czy chciałaby pani wciągać 8c jedna za drugą?" Ale by było jakby ci odpowiedziała "Teraz to już chyba nie, te, które do tej pory zrobiłam były dosyć meczące...". :)


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd