..
Monika Młodecka

12 | 20231
 
 
2011-12-11
Odsłon: 2855
 

Zaległości vol. 1 - Gorączka Sobotniej nieMocy

Zacznijmy od początku, czyli od Gorączki Sobotniej Mocy, albo, jak to było w moim przypadku Gorączki Sobotniej.... Gorączki. Bowiem po raz kolejny serce wzięło górę nad rozumem i mimo komplikacji zdrowotnych (czyt. zawalone zatoki, kaszel gruźlika) zdecydowałam się na wyjazd na zawody. "Tylko doładowawczo i na rozwspin" przerodziło się w to, co zwykle w takim stanie, czyli w niemoc i irytację. Stawy krzyczały dooooość, a płuca nie nadążały z dostawą tlenu. Sytuacji nie uratowała nawet moja miłość do wspinania :-)

Pierwszy raz miałam okazję wystartować w zawodach braci Ginsztów. Michał i Kuba do pomocy w routsetterowaniu zgarnęli Paulinę Guz, która po raz kolejny zrobiła mnie w sami-wiecie-co, mówiąc słodkim głosem, że wszystkie przystawki układała z myślą o mnie. Hmm....pisząc to wyczułam w sumie nutę o zabarwieniu ironicznym, więc oprócz słodyczy głosu musiała dojść również nienaganna praca oczu, niczym u kota ze Shreka, gdyż byłam skłonna uwierzyć w jej dobre zamiary wobec mojej osoby :-) Może nie wszystkie baldy określiłabym mianem "not-my-style-at-all", bo wiele z nich wzbudziło we mnie nawet spory entuzjazm, jednakże głównym mankamentem rundy eliminacyjnej było rozmieszczenie przystawek i czas. Często zdarzało się tak, że przystawki nachodziły na siebie, uniemożliwiając w ten sposób kolejnym łojantom wspinanie na sąsiednim baldzie. Przy tak dużej liczbie uczestników (jeśli dobrze pamiętam ok 200 osób), 1h 45min na ponad 20 baldów to, moim skromnym zdaniem, zdecydowanie za mało. Pod wieloma z nich nawet nie stanęłam, o ustawieniu się w kolejce nie wspominając.

Finały to już natomiast zupełnie inna bajka i pochwała dla organizatorów za "ogarnięcie tematu". Po 4 zróżnicowane przystawki dla mężczyzn i kobiet, w pełni wykorzystujące potencjał ściany oraz umiejętności zawodników... albo zawodniczek, bo z opinii tych drugich wynikało, że 3 na 4 baldy były totalnie zaporowe i większość finalistów spadała dokładnie na tych samych ruchach. Może to nie bracia Ginszt zawiedli tylko Wy rozczarowaliście?:-) Wszak trudna przystawka nie zawsze oznaczać musi chęć dopie*****nia, tylko wręcz przeciwnie - wiarę w zgięcie i lewary zaprzyjaźnionych towarzyszy!

W efekcie ładnie się porobiło. Pierwsze dwa miejsca zgarnęli Krzyś Szalacha i Szymon Łodziński. Ktoś mógłby zapytać: A co z Romkiem? Co z Piotrkiem B.? Gdzie Żółw? itd itp. Sprawa trafiła w ręcę niezależnej komisji ds. przekrętów w sporcie wspinaczkowej i, miejmy nadzieję zmieniła status na: w toku. Szczegóły znajdziecie tutaj: http://karateswinia.blogspot.com/

Szczególne podziękowanie należą się Januszowi, który w momencie kryzysowym zaproponował przeniesienie imprezy do swojego domu, obiecując ciepło z kominka i co więcej, tychże obietnic dotrzymując!

Poniżej wybrane zdjęcia autorstwa Śruby z galerii dostępnej na http://kotlownia.org/galleria oraz 2 foty Wojtka Ryczera wobec którego mój dług wdzięczności rośnie w postępie geometrycznym :-)

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd